Type to search

Im dalej sięga metro, tym lepiej dla archeologów

Podziel się

Im dalej sięga metro, tym lepiej dla archeologów

Im dalej sięga metro, tym lepiej dla archeologów

Niedługo budowniczowie metra zaczną prace na Bródnie. Czy w tym rejonie Warszawy można liczyć na cenne znaleziska? O znaleziskach na budowie podziemnej kolei i współpracy z wykonawcami – mówi dr Wojciech Borkowski, wicedyrektor Państwowego Muzeum Archeologicznego.

Budowa metra sięgnęła Bródna. Stosunkowo niedaleko jest grodzisko, czyli ślady najstarszego trwałego osadnictwa na terenach Warszawy. To powoduje, że macie nadzieję na bogate znaleziska?

Dla nas najbardziej interesujące rzeczy zaczynają się wraz z kolejnymi etapami budowy metra, czyli tymi, które odchodzą dalej od ulic, pod którymi do tej pory budowano. Te ciągi komunikacyjne istniały od zawsze i od zawsze była tam infrastruktura. Przy budowie I linii metra nadzór architektoniczny ograniczał się do Starego i Nowego Miasta. Czemu tylko tam? To obszar historyczny, więc naturalna była szczególna troska o niego. Co do innych miejsc – sądzono, że tam po prostu może niczego nie być. Pierwsza linia np. skrajem dotykała do Wałów Zygmuntowskich, na odcinku od Ogrodu Saskiego do Arsenału. Sytuacja zmieniła się przy budowie II linii metra. Na centralnym odcinku już nadzór archeologiczny był sprawowany. Na Woli mogliśmy wejść na dawne podwórka i dzięki temu zajrzeliśmy do piwnic dawnej apteki, gdzie znaleźliśmy buteleczki używane przez farmaceutów. Odkryliśmy też kulę z powstania listopadowego. Ciekawe historie opowiadała nam część praska. Przy Trockiej znaleźliśmy osadę z okresu potopu szwedzkiego. To jest dla nas gratka, bo normalnie byśmy nie mogli w tym miejscu kopać. Znaleźliśmy tam tzw. jamy zasobowe, czyli piwniczki gospodarcze.

Dla archeologów budowa metra jest chyba znakomitą okazją do badań?

Kopanie na głębokości sześciu metrów jest praktycznie niemożliwe w Warszawie poza sytuacjami takimi jak budowa metra. Nie możemy sobie nagle zrobić stanowiska na ulicy Świętokrzyskiej albo gdzieś na Woli. To jest dla nas ogromna szansa na spojrzenie w głąb historii miejsca, w którym wyrosła Warszawa. Od XV wieku to jest bardzo dobrze udokumentowane. Ale co się działo wcześniej? Pamiętam badania, które prowadziło Stowarzyszenie Naukowe Archeologów Polskich, którego byłem prezesem. To są dosłownie skrawki. Na Placu Zamkowym stoi donica, gdzie rósł dąb. Tam nigdy niczego nie budowano. To było miejsce „zapieczętowane”. W tej donicy, o powierzchni kilkunastu metrów kwadratowych dokonaliśmy świetnych odkryć, a właściwie to mogliśmy sobie zbadać warstwy ziemi, ułożone jak w torcie. Na samym dnie znaleźliśmy ceramikę z okresu neolitu, sprzed około 5 tys. lat. Ułamków było kilka, więc zapewne było tam obozowisko pierwszych rolników na Mazowszu. Pewnie chcieli się przeprawić przez Wisłę, przygotowywali jedzenie i ktoś rozbił garnek. Prasa zrobiła z tego tytuł, że Warszawa jest starsza od Krakowa.

Metro ma ściśle określony przebieg, a jak w tym odnajdują się archeologowie?

Niestety, nie możemy wyjść poza zakres prac prowadzonych przez budowniczych metra, jesteśmy przypisani do tej inwestycji. Poza tym, jeśli gdziekolwiek chce się poszerzyć wykop, to momentalnie trafia się na instalacje gazowe czy elektryczne. W Warszawie to jest ogromna pajęczyna rur i kabli. „Spokój panuje” dopiero na głębokości kilkunastu metrów, a na tym poziomie popracują raczej paleontolodzy.

 Jesteście zadowoleni ze współpracy z budowniczymi metra?

Budowa ma swoje prawa i obowiązki. Rozumiemy, że budowniczowie mają swoje zadania. Dla nas najważniejsze są zabytki, ale też chcielibyśmy, żeby metro powstało jak najszybciej. Kiedy kierownicy odcinków przekonali się, że chcemy współpracować, a nie blokować, to nawet popołudniami dzwonili do nas w razie potrzeby. Na poszczególnych stacjach mieli informacje, z kim się kontaktować nawet w środku nocy. Ja sam mieszkam blisko stacji Młynów, więc w pięć minut mogę przybyć, nawet wyrwany ze snu. Numery telefonów do właściwych archeologów wisiały przy wejściu na budowę oraz winnych miejscach. Na każdej budowie czeka na nas biurko, gdzie możemy rozłożyć laptopa i popracować. Staramy się nie przeszkadzać. Jeśli coś nas interesuje, to pytamy, gdzie będą roboty ziemne, a nie wylewki betonu. Chcemy wiedzieć, gdzie się wywozi gruz, bo tam też wysyłamy ludzi co jakiś czas. Możemy na miejscu sprawdzić urobek wykrywaczem metalu.

Najwięcej widzi operator koparki.

Z operatorem koparki trzeba rozmawiać. Potem dostawałem informacje, pytania, zdjęcia „u mnie w domu jest stary przycisk do papieru, czy to może być coś ciekawego?” Nie bagatelizowaliśmy takich pytań, bo chcieliśmy, żeby potraktowali nas jak swoich. Potem nawet nie tylko kierownicy, majstrowie, ale sami robotnicy dzwonili do nas z informacją, że coś znaleźli. Nieważne, czy to okazało się starym drutem zbrojeniowym czy kawałkiem szyny. Przyjeżdżaliśmy, żeby zabrać wszystko. Wszystko było selekcjonowane, żeby robotnic wiedzieli, że wszystko jest ważne,  bo opowiada jakąś historię. To może być prozaiczne, bo znajdowaliśmy przedwojenne nocniki, albo może być znaleziskiem takim jak jak apteka na Woli. Z kolei kilkanaście metrów od najbardziej wysuniętego na zachód posterunku powstańczego znaleźliśmy bagnet polski z 1939 roku. Na budynku przy ulicy Górczewskiej 43 jest tablica poświęcona kilku żołnierzom, młodym chłopakom, którzy tam zginęli. Być może ten bagnet należał do któregoś z nich, bo we wrześniu 1939 roku walk w tym rejonie nie było. Może któryś z nich, idąc do powstania, zabrał ten bagnet z domu?

Archeologia i metro to udany związek?

Jesteśmy uczestnikami czegoś ważnego dla Warszawy, chociaż wiemy, że bez naszego udziału metro i tak by powstało. Sam też mam frajdę, bo mogłem oglądać przebicie tarczy TBM na stacji Młynów, bo zabrali mnie koledzy-kierownicy budowy. To się widzi raz w życiu i tego się nie zapomina.

opublikowano 5 lutego 2019r.